beti* - 2009-03-01 22:52:39

Cukier w cukrze, czyli ile Bollywoodu jest w Slumdogu



http://i41.tinypic.com/2ik42e0.jpg



Ci, którzy widzieli półtora filmu z Bollywood twierdzą, że Slumdog. Milioner z ulicy to film bollywoodzki. Ci, którzy widzieli półtora tysiąca filmów z Bollywood twierdzą, że z Bollywood nie ma on wiele wspólnego. Kto ma rację?


"Slumdog. Milioner z ulicy" Danny'ego Boyle'a już od dłuższego czasu kontynuuje triumfalny pochód poprzez kina i przeróżne festiwale, z których przeważnie nie wraca z pustymi rękami. Nie może też narzekać na brak nagród, bo tymi otrzymanymi przez niego można by obdzielić kilka innych produkcji (do wzięcia między innymi osiem Oscarów otrzymanych przed tygodniem). Film ten stał się również przedmiotem zaciętych dyskusji na forach dyskusyjnych poświęconych filmom z Bollywood i tych poświęconym filmom w ogóle. Można więc śmiało powiedzieć, że "Slumdog. Milioner z ulicy" wygrał wszystkie możliwe wyścigi, w których startował oraz wszelkie inne rankingi zainteresowania widzów, zostając docenionym na arenie międzynarodowej. Co więcej, dla wielu kinomanów został odkryciem roku, czego dobitny dowód w postaci złotych statuetek, które przekazała na ręce twórców tego filmu Akademia Filmowa. Dla niektórych "Slumdog" jest tym samym, co pięć lat temu "Czasem słońce, czasem deszcz", który rozpoczął modę na Bollywood i czas ponownego zainteresowania widzów kinem powstającym w Indiach (śledząc chociażby polską prasę filmową można odkryć, że podobnym zainteresowaniem, choć oczywiście na dużo mniejszą skalę, cieszyły się filmy indyjskie w latach 60 ubiegłego wieku) - genialnym olśnieniem, innością, bogactwem przekazu i formą pokazania prostej historii opartej na baśniowych zasadach. I tu nasuwa się pytanie: Czy dla przyzwyczajonych do hollywoodzkiej stylistyki widzów "Slumdog" jest filmem z Bollywood? Na ile mają rację ci, którzy film Boyle'a nazywają bollywoodzkim?

Spróbujmy to zbadać.

Bollywood, w nazwijmy to "klasycznej", zbliżonej do stereotypów przyczepianych kinu z Bombaju formie, emanuje słodyczą, moralną czystością, pięknymi strojami, efektownym makijażem, wyrafinowaną scenerią. Jak w każdym przypadku, także i w filmach bollywoodzkich można odnaleźć naprawdę wiele wyjątków od reguły, ale nie da się ukryć, że znacząca większość produkcji czerpie z tego "klasycznego" wzoru na dobry film. Wróćmy więc do emanacji słodyczą, olśniewających strojów i wyrafinowanych scenerii. Czy coś takiego widzimy w filmie o Jamalu, który wygrał indyjską wersję teleturnieju "Milionerzy"? Nie zauważyliśmy.
A skoro o olśniewających strojach i sterylnych sceneriach (tych, którzy chcieliby zgłębić temat sterylnych scenerii odsyłamy do wydanego niedawno w Polsce filmu "Ty i ja" z gwiazdą wspomnianego wyżej "Czasem słońce" Kajol, której partneruje jej mąż - Ajay Devgan) to pomówmy przez chwilę o kiczu i o ciągłym sporze dotyczącym wszechobecności kiczu w Bollywood. Jedni twierdzą, że nie można filmów bollywoodzkich odbierać jako kicz, bo przedstawiają one inny świat i zupełnie inną kulturę, a co za tym idzie z naszego punktu widzenia po prostu nie wypada klasyfikować czegoś innego, bo żyjemy w zupełnie odmiennym kręgu kulturowym. Inni zaś uważają, że filmy z Bollywood są eskapistyczne i to właśnie kicz pozwala grać w nich pierwsze skrzypce uczuciom, które w filmach z Bollywood są najważniejsze. Uczucia i emocje - fabuła jest tylko pretekstem do ich ukazania. Bollywood bazuje na emocjach, na intensyfikacji uczuć poprzez wielorakie bodźce - taniec, śpiew, wzruszające i zabawne perypetie oraz sceny. W "Slumdogu" próżno szukać kiczu, choć ten film również ma charakter masowy. Też ma wzruszać i bawić, ma zastanawiać i naprawiać - ale i tak nikt nie odważy się nazwać go kiczem (pomijając oczywiście wszechobecnych krytyków, tych zawodowych jak i tych amatorskich, którzy ukończyli szkołę imienia Widziałem Sześć Minut Filmu Z Bollywood I Nienawidzę Tego Kina). Bo kicz to sztuka szczęścia, a w tym filmie trochę go mało.

Film Boyle'a pokazuje raczej sprawy trudne i przykre. Slumsy, niepełnosprawne dzieci, handel ludźmi i wszechobecną mafię. Wszystko jest bliskie realnego życia w Indiach. Pokazano nam prawdziwą tętniącą życiem bombajską ulicę, a nie bollywoodzkie studio. Czy słyszeliście kiedyś w bollywoodzkich filmach charakterystyczne odgłosy indyjskich ulic? Wiecznie wyjące klaksony, gwar, muzykę dochodząca z każdego kramiku - odgłosy miasta pełnego życiem za dnia i w nocy? Tego nigdy w Bollywood nie słychać - zamiast gwaru ulic mamy taniec i śpiew.

W filmach z Bollywood konflikty religijne są raczej do przezwyciężenia. Zawsze dąży się do tego, aby obie religie mogły żyć obok siebie na równych prawach (w tzw. "realu" dobry przykład tego typu myślenia daje wielki bollywoodzki gwiazdor Shah Rukh Khan, którego żona Gauri Khan jest wyznania hinduistycznego, on zaś jest muzułmaninem). W "Slumdogu" nie znajdziemy ani słowa o pojednaniu - zamiast tego mamy pokazany pogrom muzułmanów. Nie wiadomo o co dokładnie chodzi i dlaczego akurat tego dnia zabito matkę Jalama i Salima (choć można się domyślać, że chodzi o zamieszki wywołane w Bombaju po zburzeniu meczetu Babri Masjid, który według niektórych miał stać w miejscu świątyni Ramy w Ajodhji.), ważny jest jedynie fakt, że dla tych dzieci był to początek ich wędrówki i sierocego życia.

Innym uwielbianym przez twórców z Bollywood zajęciem jest kopiowanie scen z hitów światowego kina. Tzw. smaczki do wyłapania przez maniaków kinowych. W "Slumdogu" nic takiego nie miało miejsca, ewentualnie zostało wplecione do filmu o wiele bardziej subtelnie. W filmie z Bollywood nie byłoby mowy o takiej subtelności.

W Bollywoodach z tak zwaną misją (to kolejny element charakteryzujący kino z Bollywood - dla wielu mieszkańców Indii jedynie kino jest źródłem przykładów zachowań i drogowskazem na drodze do zachowania tradycji), rodzice są wzorem cnót wszelakich i czci się ich niczym bogów. W "Slumdogu" po śmierci matki, później nie ma o niej słowa. A to nie jedyne, czego w filmie Boyle'a nie znajdziemy, a co powinno być odnajdywane bez problemu w produkcjach z Bombaju. Nie ma pokazania, choćby w sferze marzeń, tradycyjnego ślubu - choć od tej zasady Bollywood już zaczyna odchodzić. Nie ma też scen ze świętami Diwali albo Holi, co u filmowców z Bollywood jest dobrym pretekstem do wprowadzenia sceny muzycznej.

W "Slumdogu" czarne charaktery nie są rozpoznawalne od pierwszego spojrzenia. Bo jak to w prawdziwym życiu bywa: raz ma się lepsze oblicze, innym razem raz gorsze -  bohaterowie bollywoodzkich produkcji zwykle są nieskazitelnie szlachetni bądź źli do szpiku kości.
I tak doszliśmy do podobieństw, których można doszukać się pomiędzy oscarowym "Slumdogiem", a rozrywkowymi produkcjami z Bollywood.

Historia Jamala jest prosta i spełnia warunki amerykańskiego snu. Różnica tak, że Jamal nie przeszedł ścieżką ciężkiej pracy od pucybuta do milionera, a jedynie będąc zwykłym chłopakiem od roznoszenia herbaty (z kilkoma sporymi wybojami po drodze do kariery herbatnika ;) ) został przypadkowym milionerem - wszystko dzięki temu, że wierzył w miłość! Głównym wątkiem w filmach bollywoodzkich jest przeważnie historia miłosna. I tak jak w Bollywood, także w "Slumdogu" mamy wątek miłosny, który jest motorem napędowym działań głównego bohatera. Jamal kocha Latikę i choćby się waliło i paliło, nic nie jest w stanie go powstrzymać. To dla niej startuje w "Milionerach", o niej ciągle śni i marzy. Mamy też w filmie Boyle'a wątki mitologiczny oraz patriotyczny. Wspomina się tu o Bogu Ramie, który trzyma w rękach łuk i strzałę, a patriotyzm zawarty jest w symbolach Indii, czyli w pytaniu o napis pod godłem Indii. Takie ważne symbole często można spotkać w bollywoodzkich produkcjach.

Pociągi i stacje kolejowe to kolejny nieodłączny kadr we wszystkich filmach indyjskich! Podróż młodych chłopców pociągiem aż do Taj Mahal jest symboliczna, choć dla wielu jest co najwyżej powodem kpin. To tak jak w filmach o Paryżu - z każdego okna widać Wieżę Eiffla.

Przejdźmy teraz do tego, co najbardziej kojarzy się z Bollywoodem: do tańca i śpiewu!

W "Slumdogu" mamy na końcu jedną sekwencję taneczną. A właściwie to nawet nie na końcu, bo zobaczyć ją możemy już podczas napisów końcowych. Z naszego więc punktu widzenia określanie filmu Boyle'a mianem bollywoodzkiego tylko i wyłącznie przez pryzmat tej jednej sceny jest idiotyczne. To tak, jakby czepiać się napisów końcowych w każdym innym filmie, o to, że były zbyt czarno-białe i psuły efekt filmu, który przecież był tak bardzo kolorowy. No ale nie da się ukryć, że w "Slumdogu" jest jedna scena taneczna - jest to taniec grupowy, synchroniczny, śmiało można powiedzieć, że rodem z Bollywood.
Muzykę do filmu, która została nagrodzona Oscarem, stworzył A.R. Rahman, który jest naczelnym twórcą muzyki do indyjskich hitów każdego gatunku. Złośliwi twierdzą, że to, co nie weszło do bollywoodzkich filmów zostało upchnięte w "Slumdogu" i jeszcze dostało Oscara! Faktem jest, że kilka piosenek miało się np. znaleźć na ścieżce dźwiękowej filmu "Yuvaraj", a skończyło w tegorocznym laureacie Oscara. Pytanie tylko, czy te piosenki rzeczywiście były za słabe do filmu, który w Indiach odniósł spektakularną klapę, czy może po prostu decydującym o ich losie zabrakło gustu.

Kolejnym silnym łącznikiem "Slumdoga" z Bollywood są aktorzy. Nie można zapomnieć o bollywoodzkich gwiazdach, które grają tu drugo- lub trzecioplanowe role. Anil Kapoor wcielił się w rolę prowadzącego "Milionerów" (w rzeczywistości ten teleturniej również prowadził bollywoodzki gwiazdor - Shah Rukh Khan), przesłuchującego Jamala policjanta zagrał Irrfan Khan znany z wielu produkcji indyjskich oraz tych z Hollywood. Znaleźć tu możemy również wstawki z legendą kina Bollywood Amitabhem Bachchanem (który nawiasem mówiąc prowadził "Milionerów" przed Khanem) i zapadającą w pamięci scenę ze zdobywaniem jego  autografu za wszelką cenę. Wytrawny Bollymaniak mógłby sobie zrobić quiz: z jakich filmów pochodziły urywki wykorzystane w filmie Boyle'a. Są to smaczki, które cieszą każdego fana Bollywood.

Dlaczego "Slumdog" utożsamiany jest z Bollywood? Głównie przez scenę taneczną na końcu oraz nieskalaną miłość przezwyciężającą wszystko, która jest motorem napędowym fabuły. A że kochamy klasyfikować i porównywać to najłatwiej było ten film nazwać Bollywoodem. Tyle że w takim wypadku każdy film, który kończy się muzyką, tańcem i happy endem trzeba by tak określić.

A może warto zwrócić uwagę na inny nurt kina indyjskiego, do którego "Slumdogowi" jest najbliżej. To tzw. Parallel Cinema (kino równoległe), które porusza tematykę bliższą codziennemu życiu w przeciwieństwie do wyidealizowanych filmów z Bollywood. W tym nurcie powstały m. in.: takie filmy jak "Monsunowe wesele" czy "Imiennik". I jeśli już koniecznie chcemy kojarzyć film Boyle'a z indyjską kinematografią to prędzej kojarzmy go właśnie z tym nurtem.

A najlepiej włóżmy go do szufladki: Po Prostu Dobre Filmy.


źródło: film.gazeta.pl

mapa fotowoltaiki https://www.hotelstayfinder.com/ Alberghi Costa d'Avorio Skardu Lodging Puerto Rico